Tym razem bez tytułu :))


10 stycznia 2019, 21:04

Myślę, że nie ma sensu opisywać całej mojej dotychczasowej historii. Opisując teraźniejszość, moje małe bitwy, zwycięstwa, porażki, smutki i radości, przeszłość sama będzie wychodziła na wierzch...

Jutro idę na terapię. Chodzę od 4 miesięcy. Jest ciężko, jak cholera, ale zdaję sobie sprawę, że musi tak być, by przyniosła efekt. Byłoby to niepokojące, gdybym nie miała zaufania do mojej terapeutki, ale na szczęście ono pomalutku, swoim tempem rośnie i to mnie bardzo cieszy. Terapia jest w nurcie psycho-dynamicznym. Poprzednią miałam w poznawczo-behawioralnym. Ten nurt mi bardziej pasuje. Albo po prostu w tym momencie jest on odpowiedniejszy. 

Jedną z rzeczy, które tam omawiamy to moje mechanizmy dokonywania samookaleczeń i innych zachowań destrukcyjnych (napady bulimiczne, napady agresji itp)... Jest to ciężki temat i niezwykle delikatny, skomplikowany, osobisty. Okaleczam się od ponad 20 lat. Całe ciało mam pokryte bliznami, ale nie ma jednoznacznej odpowiedzi dlaczego to robię, dlaczego zaczęłam i dlaczego tak trudno jest z tym skończyć... Na pewno na takie zachowania ma duży wpływ dziecieństwo...czy miałam poczucie bezpieczeństwa, czy czułam się kochana, zaopiekowana, dowartościowana, zaakceptowana. Na wszystko osobiście mogę odpowiedziec...nie. Nie wiedziałam co to są emocje, jakie są emocje, jak je wyrażać i jak o nich mówić. Dorastając problem się pogłębiał. Jedyne co tak naprawdę o sobie wiedziałam to to, że mam na imię Ewa i ile mam lat. Nic poza tym. W rodzinie czułam się nieakceptowana i niekochana przez rodziców. Miałam wrażenie, że tak naprawdę to wcale mnie nie chcieli, byłam dla nich ciężarem. Mając lat naście problemy tylko dochodziły, poczucia własnej wartości nie miałam żadnego, a w środku wszystko się we mnie gromadziło, buzowało i prędzej czy później musiało eksplodować...no i eksplodowało. Bardzo szybko cięcie się stało się jedynym sensem mojego życia. Brzmi głupio, prawda? Ale tak naprawdę, to jest raczej smutne. Zaczęłam niszczyć siebie w momencie, kiedy też zaczyna poznawać się swoje ciało, chce się być ładnym, nastolatka doświadcza własnej seksualności. Zaczęłam się ciąć mając 13 lat. Dziś na szczęscie nie jest już sensem mojego istnienia niszczenie siebie, choć mam takie zachowanie nadal mocno wszczepione. Ale wierzę, że uda się wszystko naprawić dzięki dobrej terapii, pomocy dobrego psychiatry. A moja pani doktor jest bardzo dobrym fachowcem i wspaniałym człowiekiem....

No nic...jutro kolejny dzień. Życzę żeby był on piękny w małych gestach, pojedyńczych słowach...do szczęścia naprawdę czasem niewiele potrzeba...

30 stycznia 2019, 20:51
Smutne to co piszesz ale szacunek za to, że o tym piszesz. I dobrze! Wyrzuć to z siebie. Życzę powodzenia oby życie zaczęło się uśmiechać do Ciebie :)

Dodaj komentarz